Witam. Nazywam się Mateusz Waszkiewicz. Należę do wiejskiej Parafii
pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Dobrzyniewie Kościelnym koło Białegostoku. Uczę się w II Liceum Ogólnokształtującym im. Księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Białymstoku. Jestem laureatem etapu diecezjalnego XIX Ogólnopolskiej Franciszkańskiej Olimpiady Wiedzy o św. Maksymilianie. Organizatorem konkursu jest Zakon Ojców Franciszkanów, którego habit przywdział 16-letni Rajmund Kolbe (miał wówczas dokładnie tyle lat co ja). Siedziba zakonu mieści się w Siedlcach.
Do Olimpiady mnie oraz moje Koleżanki i moich Kolegów, wyłonionych w
ramach etapu szkolnego, przygotowywała siostra Brygida, która na co dzień uczy nas religii. Przygotowując się do kolejnych etapów mogłem coraz bardziej poznawać niesamowitego i pobożnego człowieka, jakim był o. Maksymilian Kolbe.
Rajmund urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Pochodził z niezbyt zamożnej rodziny. Jego rodzice – Juliusz i Maria wychowywali syna w wartościach religijnych oraz patriotycznych. Od zawsze Matka Boża była bliska sercu młodego Rajmunda. Pewnie dlatego to jego wybrała i ukazała mu się w kościele w Pabianicach. Maryja podczas objawienia dała mu do wyboru dwie korony – białą symbolizującą czystość i czerwoną – oznaczającą męczeństwo.
Którą wybrał?… Przyjął obie. Już w tak młodym wieku świadomie podjął decyzję o swoim losie. Najlepszą, jaką tylko mógł. Mimo wielu przeciwności losu (ciężka choroba – gruźlica, wojna światowa) nie poddawał się, był życzliwy i pogodny.
Uważam, że Św. Maksymilian jest autorytetem, z którego powinniśmy brać
przykład. Dlaczego był tak bardzo wyjątkowy? To człowiek niezwykle pobożny, wierny wartościom wymagającym empatii i odwagi, takim jak: bezgraniczna miłość do Boga i bliźniego, poświęcenie najcenniejszego daru – własnego życia za życie i innego człowieka, pobożność i ogromna pokora. „Nie wolno za krzywdę odpłacać krzywdą” – tak mawiał założyciel „Militia Immaculatae”.
Każdy człowiek powinien kierować się tą zasadą w swoim życiu. Jednak nikt nigdy nie może zakładać, że zwyciężanie zła dobrem jest łatwe. Nie każdy byłby w stanie na tyle zaufać Bogu by oddać swoje życie za drugiego człowieka. Wykazać się nie tylko w czasie wojny, obozie Auschwitz (tam ostatni egzamin z człowieczeństwa wzorowo zdał o. Maksymilian), ale w każdym czasie, w każdych okolicznościach. Dziś na świecie wciąż dzieje się wiele zła i cierpienia.
Św. Maksymilian Kolbe został wyniesiony na ołtarze, by świat pamiętał jak
należy żyć, co znaczy heroizm, empatia, miłość do drugiego człowieka, „a nigdy ten przeklęty dochód”. On nas naucza co tak naprawdę daje prawdziwe szczęście pomimo trudów życia, a później – zbawienie. Powtarzając za św. Mateuszem – moim patronem – „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (to konkretny drogowskaz, jedno z ośmiu błogosławieństw, w których znajduje się obietnica Królestwa Bożego dla każdego).
Chciałbym szczególnie podziękować organizatorom olimpiady, ponieważ
umożliwiają młodym ludziom, takim jak ja, poznanie tak wspaniałego
człowieka, jakim był o. Maksymilian Kolbe.
Chciałbym także podziękować siostrze Brygidzie. Za co jestem jej niezwykle
wdzięczny? Bo to ona „podrzucała” literaturę, która odkrywała przed nami losy tego wyjątkowego świętego. Cotygodniowe spotkania po lekcjach, na których przez kilka miesięcy przerabialiśmy informacje o historii o. Maksymiliana oraz omawialiśmy fragmenty Ewangelii św. Mateusza, przebiegały w spokojnej i miłej atmosferze. Wiele wynieśliśmy z naszych spotkań (moja koleżanka ze szkoły – Amelia, zajęła II miejsce i również przeszła do etapu ogólnopolskiego).
Etap pisemny etapu diecezjalnego również bardzo miło wspominam. Całe
wydarzenie odbyło się w przyjaznej atmosferze. Na początku udaliśmy się na Mszę świętą odprawioną w intencji uczestników olimpiady. Następnie udaliśmy się do sali, w której pisaliśmy testy. Przez cały czas towarzyszył nam ksiądz, który nasz stres rozładowywał swoim poczuciem humoru. Przed ogłoszeniem wyników czekał na nas poczęstunek – ze smakiem zjedliśmy pizzę. Po wysiłku umysłowym byliśmy głodni jak wilki. Co ważne, dzięki olimpiadzie udało mi się poznać nowych ludzi z całej diecezji.
Jestem niezwykle szczęśliwy i wzruszony, że mogłem wziąć udział w tym
wydarzeniu. Przede mną ostatnia prosta, ostatni ogólnopolski etap olimpiady, do którego nadal przygotowuję się pod wymagającym okiem siostry Brygidy. Do 10 kwietnia zostało już niewiele czasu. Już nie mogę się doczekać wyjazdu do Siedlec…
Dziękuję za uwagę.
Mateusz Waszkiewicz